sobota, 8 stycznia 2011

W niebie tez przypieka

Miedzynarodowy Festiwal filmowy w Styczniu i w Lipcu ?

Zanim opowiem o rajskich plazach Zanzibaru, to na chwile zatrzymam sie przy Festiwalu Filomowym, ktory zaskoczyl nas nie tylko wczesniejsza o pol roku data ale zarowno repertuarem jak i cala jego oprawa. Zgodnie z oficjalnymi informacjami festiwal powinien odbyc sie w Lipcu http://www.ziff.or.tz/, tymczasem w pierwszych dniach stycznia odbylo sie cos na kszalt festiwalu. Napisy na bilbordach sugerowaly, ze to wlasnie ten Festiwal, staralismy sie dojsc z Wojtkiem o co chodzi ale ciezko bylo uzyskac jednoznaczne informacje. Filmy wyswietlane byly w Amfiteatrze, z gwiazdzistym niebem ponad glowami i kamiennym, twardym murkiem pod pupa (po dwoch filmach tylki bolaly nas niemilosiernie). Obejrzelismy 2 filmy i usmialismy sie po pachy, ja nawet wzruszylam sie troche. Kino amatorskie, podklady muzyczne bardzo wyraziscie podkreslajace dramatyzm sytuacji i zdradzajace kolejna scene. Wojtek byl zniesmaczony tak niskim poziomem tanzanskiego kina, ja staralam sie zmienic perspektywe oceny . Filmy poruszaly tematy wazne dla Tanzanczykow,choc w bardzo prostym przekazie, co uznalam za poodstawy budowania komunikacji spolecznej i bardzo prostolionijny charakter ludzi, jakby pozbawiony tendencji do budowania grubych intryg i spiskowych teorii dziejow.  Cale wydarzenie bylo dosc osobliwe i na swoj sposob ciekawe. Po kazdym pokazie filmu , wystepowala w dosc uroczystej odslonie prowadzaca zapowiadajac kolejno tworcow i aktorow, ktorzy przyblizali motywacje wybranej tematyki i itd,- wlasciwie to domyslamy sie , ze o tym mowili bo wiekszosc wypowiadala sie w Swuahili. Po pokazach spedzilismy z Wojtkiem jeszcze kilka godizn na sporach dot. poziomutego kina itd. ... :))

Bardzo zaluje, ze ominie nas lokalny i coraz bardziej znany festiwal muzyki wschodniej Afryki SAUTI ZU BUSARA - wydarzenie pewnie wywoluje pozytywne emocje i pozwala jeszcze lepiej zrozumiec tanzanczykow,




Rajskie Plaze Zanzibaru,

Wracam do rajskich plazy, na ktorych spedzilismy ostatnich kilka dni, podziwiajac lazur wody i biel piasku. To prawda, ze nie widzialam wczesniej takich plaz. Wybralismy dwie lokalizacje KENDWA i MATAMWE. Pierwsza zlokalizowana jest na polnocnej stronie wyspy i na jako jedynej nie ma zjawiska silnych przyplywow i odplywow.  Kendwa jest bardziej zaturyszczona ale w bardzo przyzwoitych granicach, nie mozna narzekac ani na bezludnosc ani na nadmiar ludzi. Okolica zdominowa jest przez Wlochow, przed wiekszascia resortow wywieszone sa Wloskie flagi co w polaczeniu z tym ilu zanzibarczykow mowi po wlosku sugeruje niemal podbicie wyspy.
Powroce na chwile do tego w jaki sposob dotarlismy do tych lokalizacji. Zanzibar ma kilkanascie plaz i doprawdy trudno jest zdecydowac po krotkim opisie, ktora jest warta spedzenia na niej tych kilku dni
Udalismy sie zatem do lokalnego biura podrozy gdzie przyjal nas bardzo energiczny mlody wlasciciel. Opowiedzial nam o wyspie i o kilku lokalnych bizneasch o tym jak Europejki pobieraja sie z lokalnymi, zakladaja razem biznes turystyczny a pozniej rozwodza sie. Nie raz lokalni wychodza na tym jak zablocki na mydle ... a innym razem wspolnie prowadza biznes, zrywajac ciazace wiezy malzenskie. Hassan wlasnie polecil nam te dwie plaze, jednoczesnie rozmawiajac z nami co chwile odbieral telefon, zalatwiajac interesy po wlosku.

Plaza pelna byla wloskich turystow a w lokalnych menu dominowaly pasty, pizze no i oczywiscie owoce morza. Pomimo tego plaza byla nadal niezwykle piekna z mala wioska rybacka usytuowana na rafie koralowej. Nasz  wizyta w wiosce wywolala wielkie poruszenie wsrod dzieci, ktorych bylo tam zatrzesienie, wydawalo sie jak byloby ich tam setki. Kobiety przed chatami, dokonujace codziennych, rutynowych dzialan zwiazanych  z prowadzeniem gospodarstwa a mezczyzni zapewne jeszcze na polowach lub w pobliskich sklepikach wioskowych lub w ktoryms z resortow. W kazdym razie ok. godziny 16-stej nie spotkalismy w wiosce innegoo osobnika plci meskiej, niz kogut i koziol .

Dni na KEWNDWA spedzalismy rutynowo, na porannym biegu (ok. 7 rano), zakonczonym kapiela w morzu, pozniej joga, sniadanie, krotka aktwynosc na plazy, chowanie sie przed palacym sloncem z ksiazkami, swieze owoce kupione na targu,  drzemka, obiad, drzemka i ksiazki, spacer, kapiel w morzu, piwo, kawa i kolacja  zakonczona niekiedy fajka wodna. Sielanka, odpoczynek, relaks zakrapiany nuda.   Cztery dni na tym niebianskim kawalku ziemi minely i przenieslismy sie na plaze w MATAMWE.

Plaza w malej rybackiej wiosce o nazwie MATAMWE jest na wschodzie co oznacza, ze ocean ucieka ponad horyzont ok. 7 rano i wraca ok. 7 wieczorem . Plaza jest zupelnie inna niz w KENDWA, po pierwsze sa na niej palmy ale przede wszystkim jest bardziej dzika, osobliwa, w dzien kiedy ucieka morze, bardzo szeroka z twardszym ale nadal bialym piaskiem. Okolica jest mniej turystyczna, doslownie kilka resortow i to schowanych z cenami podawanymi najczesciej w dolarach. W Kendwa zycie lokalne bylo mocno schowane, a do wioski trafilismy calkiem przypadkiem tu natomiast chaty sa prawie na plazy, na ktorej wiecej jest tubylcow niz turystow. To prawdziwy raj dla fotografow, mozna nie wypuszczac z rak migawki i przy tym godzinami obserwowac jak organizowane jest zycie wokol oceanu, o ktorej rybacy przyplywaja ze swiezym polowem, jak tworzy sie handel w okol nich, jak dzieciaki graja w pilke nozna na plazy, jak jezdza rowerami, zalatwiajac codzienne sprawy, itd, itd. Osobliwe miejsce ...
Jestesmy w resorcie prowadzinym przez Wlochow :) z basenem i wypasionym ogrodem. Zaszalelismy na te prawie ostatnie juz 4 noce...

Jutro wracamy do Stone Town a pozniej kolejna atrakcja - lot lokalnymi liniami, jeszcze jedna noc w Kilimandzaro i wracamy. Miesiac minal  szybko i intensywnie.

CENY ZANZIBAR i MOSHI, DAR ES SALAM

1500 TSH = 1 $

ceny na wyspie sa  wyzsze niz w samej Tanzanii, hotele zaczynaja sie od 40 $, sredniej klasy z klimatyzacja to wydatek rzedu 60-120$, powyzej 120 $ mozna juz znalezc cos bardziej luksusowego.
Obiad mozna zjesci od 7-8 tys. TSH , ale z napojami na dwie osoby to zazwyczaj nie mniej niz 20 tys. Owoce morza i homar to zazwyczaj wydatek od 15 tys do 40 tys TSH (za calego, duzego homara ).
Na slynnym targu  nocnym w Stone Town mozna zjesc do syta roznych ryb, owocow morza, kasawy, bananow, lokalnych chlebkow w cenie o wiele nizszej niz w restauracjach. POLECAMY ! wlasciwie jak wybierzecie sie na ZANZIBAR to trudno nie skosztowac tych pysznosci z targu.
Na plazy jest jeszcze drozej, choc w MATAMWE drozej niz w KENDWA (prawdopodobnie wynika to tez z mniejszej konkurecji), a wiele cen podanych jest w dolarach. W naszym resorcie najprostrze kluchy kosztowaly od 9$. Znalezlismy oczywiscie bardziej lokalne miejsca z bardziej lokalnymi cenami - choc nadal rachunek na dwie osoby opiewal na ok. 30 tys TSH.

W Moshi w Tanzani  ceny sa znacznie nizsze, hotele zaczynaja sie od 20 tys TSH i to calkiem przyzwoite,a z klimatyzacja i bardziej luksusowe to wydatek ok. 60 $. Nasza ulubiona lokalnie hinduska knajpka Milano oferuje dania juz za 2-4 tys. i bardzo smaczne - pycha. Lokalne przysmaki mozna zjesc w podobnej cenie lub nawet nieznacznie taniej.

W Dar es Salam ceny sa poodbne do reszty kraju., hotel jak pisalam wczesniej udalo sie nam znalezc za ok. 38 tys TSH calkiem przyzwoity z klimatyzacja. Moj hamburger kosztowal 4,5 tys TSH ( na Zanzibarze juz 7-8 tys TSH)

Jutro wracamy juz do stone Town z plazy a nastepnego dnia do Moszy, gdzie spedzimy jeszcze jedna noc i dzien i do domu ......

Przeoczylam opis lokalnego jedzenia i ogolnie troche o sytuacji gospodarczej i socjalnej Tanzanczykow w odniesieniu do kilku innych krajow Afryki - zatem w nastepnym wpisie.

sobota, 1 stycznia 2011

Z Moshi na Zanzibar

Poszukiwanie noclegu w Stone Town w szczycie sezonu nie nalezy do najlepszych pomyslow
Ostatnie cztery dni mielismy bardzo pracowite, przemiescilismy sie z Moshi autobusem do Dar er Salam a pozniej promem  na Zanzibar, gdzie desperacko poszukiwalismy noclegu na kolejne 2 tygdnie (pierwsze dwie noce zarezerwowalismy jeszcze w Moshi). Slowo desperacko nie jest przesadzone - nie mielismy pojecia, jaka ilosc ludzi uderza na a wyspe.




Z Moshi i Aruszy mozna przedostac sie na Zanzibar  co najmniej na trzy sposoby : samolotem (ale wtedy ominie Cie wplyniecie na wyspe promem i te emocje oczekiwania pierwszych jej zarysowan ), autobusem Dar Express, ktory odjezdza o 6.30 i pedzi jak szalony, zaliczajac przy tym pobliskie drzewa lub zdarza cudem na ostatni prom do Dar o 16.00. Trzecia opcja to inny autobus, ktory powinien odjezdzac o 7 ale odjezdza zawyczaj pozniej i jezdzie rownie szalenczo, choc mniej z nich zalicza drzewa i pobliskie wioski ale za to nie zdarzaja na ostatni prom i wtedy jako dodatkowa atrakcja pozostaje nocleg w najwiekszej tanzanskiej Metropolli Dar er Salam. Nie dokonca celowo wybralismy opcje trzecia, no w zasazie bardziej ona wybrala nas . Autobus Dar Express pomylilismy z Kilimandzaro Express. Bardzo czesto wybierany jest on przez lokalne osoby glownie ze wzgledu na dosc atrakcyjna cene (w szczycie swiatecznym 25 tys TSH co oznacza ok. 16$ ). Moglismy zatem 9 h obserwowac lokalnych ludzi klasy sredniej ale tez znosic uroki upalow bez klimatyzacji.

Za oknem obrazy zmienialy sie drastycznie, wioski stawaly sie co raz mniejsze i co raz biedniejsze. Narastaly przy tym  uczucia frustracji, poloczone ze smutkiem, wyzrutami sumienia. W pewnym momencie zaczelam sie zastaniawc po co takie wyjazdy, co w nich widze i co z nimi wnosze (hmm raczej wynosze) ? i ciagle powtarzajace sie w glowie pytanie dlaczego ?. Dlaczego miejsce o stosunkowo bogatych zasobach naturalnych i rozwinietej turystyce ciagle boryka sie z podstawowymi problemami zapewnienia wzglednego poziomu egzystencji swoim obywatelom. Problem oczywiscie jak wiadomo jest zlozony i czesto poruszany na spotkaniach w klimatyzowanych salach grupy G8, ktora nie umie sobie poradzic z tym od tak wielu lat. Choc wiadomo jak bardzo wszyscy staraja sie _ No wlasnie ! Przypomnial mi sie od razu Nelson, ktory jak zapewne wiekszosc Tanzanczykow pragnie wyemigrowac z kraju albo przy najmniej zeby natychmiast w Tanzanii nastaly zmiany . Problem w tym, ze zbyt malo jest chetnych do rozwiaywania tych problemow wewnetrznie. Wsrod ksztalcoych sie mlodych ludzi jest dosc niski poziom przywiazania do kraju ( no bo i do czego ) a jezeli ktos tylko wyjedzie na studia do juz nie wraca natomiast co gorsze jesli skonczy je w kraju to takzeemigruje i zazwyczaj nie wraca ! Jezeli rwaca to buduje wille i raczej ocicna sie od reszty . (Dobrze zapewne splycam i uogolniam). Kolejnym problem jest niska swiadomosc podatkowa i spore straty z tym zwiazane, korupcja (wiadomo znamy to ) i biznes jacy robia tu biali zarowno prowadzac wlasne hotele i biura podrozy jak i ten zwiazny z cal pomoc humanitarna. Ale to ni na teraz, z reszta co ja kolejna "biala " i tak nie zbawie Afryki - moge jedynie przeczytac kilka ksiazek na podobny temat zarowno lokalnych pisarzy jak i zagranicznych. Oczywiscie jak mozna domyslic sie tych zachodnich jest wiecej.  Zgromadzilismy szesc  dobrych tytulow na plaze, wszystkie traktujace o Afryce.

ZANZIBAR

Autobus z Moshi jak juz pisalam spoznil sie, A my nie - co oznacza, ze nie zdjelismy sniadania. Pod koniec drogi zaczelam marzyc o tym co zjem i choc nie mielismy jeszcze noclegu w Dar, o niczym innym nie moglam myslec. Wegetarianski Hamburger z frytkami i zielona salata z sosem winegrete ! Bosssze jak bardzo mialam na to ochote :)

Noclegiem nie martwilismy sie specjlanie i calkiem slusznie pozostawilismy system nerwowy nienaruszony.
W autobusie jechala jeszzce para Anglikow, ktorzy zaledwie poprzedniego dnia zarezerwowali nocleg w duzym i dosc budzetowym hotelu. Po prostu zabralismy sie z nimi a miejsca czekaly na nas. :).
W hotelu nie bylo tak zle szczegolnie jak na dosc przystepna cene na Tanzanskie warunki 38 tys TSH. Swoja droga zastanawiam sie jak oni gopspodaruja pieniedzmi z turystyki. Kurde w tak drogim i biednym kraju zarazem jeszzce nie bylismy (choc Tanzania, Kenya i Uganda, po zalozeniu Unii coraz lepiej sobie radza)

W Dar er Salam pamietam tylko knajpe Chef's Prize hehe oczywsicie zjadlam tam zajebistego hamburgera wegetarianskiego, frytki ociekajace ketchupem i salatke z sosem winegrete. Wojtus zadowolil sie pikantnym Spaghetti A rabiatta. Pospiesznie wrocilam do pokoju zeby dokonczyc mocno rozreklamowany ale nawet calkiem w porzadku kryminal MILennium. Akcja tak wciaga , ze 650 stron wiagnelam w 3 dni, podobne jak wczesniej Wojtek.

Przed punktem sprzedazy biletow na prom staly kolejki, bosze co tam sie dzialo, przepychanki, sprzedaz lewych biletow, prawdziwych z lewymi. Upal , chaos i gwar jak na gieldzie nowojorskiej. Udalo sie !, prom trafil sie nam prawie od razu, choc kolejne 45 minut stalimy w olbrzymiej kolejce, kompletnie zlani potem.

Akcja Milennium tak mnie wcignela, ze prawie przeoczylam wplyniecie do portu Zanzibar. Ale jednego nie da sie przeoczyc, turkusowa woda, ktora jak aureola okala wyspe. Niesamowite ! n porcie odprawa paszpotowa i wizowa, sprawdzanie szczepien. BOSZE ! na miedzynarodowym lotnisku KILImandzaro naprawde bylo kameralnie !

No iiwreszczie Zanzibar, piekny, klimatyczny z malymi waskimi  uliczkami i tysiacem turystow. W naszym hotelu okazalo sie , ze podobnie jak w dziesitce innych nie ma miejsc na noc sylwestorwa. KURDE spanikowalismy troche, podeszlam do sprawy metodycznie, wydrukowalam z internetu liste wszystkich hoteli i zaczelam dzwonic. Po 10 odmowach i fully booked, udalo sie Warere Guest House za 40 $ co oznacza dosc podstawow standard jak na te warunki, miesci sie w kategorii nizszy budget ! Mielsmy male obawy i jak sie okazalo pozniej calkiem niepotrzebnie :). Hotel jest calkiem stylowy, ktos wlozyl w niego kiedys  sporo pracy ;  stare afrykanskie meble, wszystko urzadzone bardzo gustownie i ze smakiem tyle, ze mocno zaniedbany .

Spedzilismy ogolnie na Zanzibarze, w miescie juz 4 dni - kurcze tu jest co robic. Koncerty lokalnej muzyki Tarab, mnostwo klimatycznych restauracji, kawiarenek. Pokazy filmow afrykanski ( dzis seans od 19-tej do pierwszej w nocy ). Targ nocny z pysznym jedzeniem (ryby z porannego polowu, banany pieczone na slono, pyszna kasawa). Nie udalo sie jedynie znalezc lokalnej gwiazdy duzego formatu, bembniarki Z NURTU TARAB ktorej bardzo lubie sluchac BI KIDUDE ! , choc przebywa teraz na wyspie i byla widziana na ulicach.
Ja wczoraj wyczytlaismy w karcie MENU , w knajpie Mercury - Zanzibar to takze miejsce narodzin Frediego Mercury.

Zanzibar jest muzulmanski i to slychac z glosnikow o pewnych godzinach i widac po niektorych kobietach, pokazujacych jedynie tajemnicze, czarne oczy spod szczelnego zamkniecia. Wiele jednak kobiet, tanzanek jest ubrana swiecko. Dlatego nie ma tu ciezkiej atmosfery i nikt nie przyglada sie krzywo rozebranemu bardziej cialu.

Dzis zroblismy ciekawa wyprawe na platancje przypraw, kurcze jak male dziecko znowu chlonelam wiedze. Galka muszkatolowa to pestka schowana w ocu podobnym do naszej brzoskiwini, kardamon, rosnie na krzaku na ziemi, cynamon to bardzo przecietnie wygladajace drzewo troche jak nasza lubaszka (ale odewana kora ma tak intensywny zapach jak piernik mocno cynamonowy). Gozdziki, wanilija, i pieprz, ktory jest tylko jednego rodzaju a 3 kolory, ktore znamy zaleza od spsobu oporzadzenia .... pona dto kakako, zamkniete w duzym, podluznym owocu i kawa Robusta, rosnaca na wielkim krzewie ... a prozniej pyszny obiad, choc niezykle pyszny (m.in. ryz z cynamonem, gozdzikami i pieprzem)

A od jutra w koncu wakacje - LABA Na plazy ! Znalezienie hotelu to takze dluzsza historia. :)
bedziemy na dwoch plazach ... a opowiem pozniej ... 


JESZZCE RAZ SZCzESCIA W NOWYM ROKU ! CI KTORZY RODZA ZEBY POMYSLNIE URODZILI :) moja Agatka jeszzce Zawadka
a reszta zeby pomyslnie donosila !
czyli Jas i Malgosia,i Martusia !
a inni zeby zaszli w koncu w ta ciaze :)

Asi zeby syn rosl na fajnego chlopa !,

a Piotrowi zeby w koncu wrocily tluste lata :) 
ale bez zbednych kalorii (on juz Wie o co chodzi )

a  Mamie, Ani i  Tacie duzo spokoju :)

i wzystkim duze buziaki i dziekuje za zyczenia urodzinowe na ktore jeszcze nie odpowiedzialam ....

zdjecia

http://picasaweb.google.com/zielinska.ewa28/20110101?authkey=Gv1sRgCPq1rKW5kOUO#

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Pozdrawiamy wszystkich swiatecznie ! Wczoraj wrocilismy z Safarii,
Przyznaje, ze po kilku latach bez typowych, tradycyjnych swiat stesknilam sie troche za zapachem swiezej choinki, za kapusta switeczna, pierogami z grzybami,  barszczem, salatka swiateczna i pyszna kutia ... (jedynie nie stesknilam sie ani troche za karpiem...bleee)
Dlatego wszystkim zycze uczucia prawdziwej Tesknoty za Swietami  :)
 

 
SAFARII !
Tymczasem wracam do ostatniego watku !

Wybor agencji na safarii to kilka godzin, wytezonej pracy w upale !
Wojtek smieje sie, ze do naszych wakacji przygotowuje sie caly rok, spokojnie odpoczywajac w swoim biurze :)
Rzeczywiscie mozna wszystko zarezerwowac wczesniej w internecie lub szukac na miejscu. Dla mnie najwieksza frajda i czescia takiego wyjazdu jest wlasnie organizowanie wszystkiego na miejscu. Rozmawiasz z lokalnymi ludzmi, po pewnym czasie doskonale zaczynasz wyczuwac kto jest ucziwy a kto probuje naciagnac Cie, wtapaisz sie w lokalny klimat ! a przy okazji jest to calkiem dobre cwiczenie na rozwijanie kreatywnosci i intuicji.
Lokalni ludzie przestaja sie nam jawic jako banda ciemnoskorych drani, ktorzy probuja tylko naciagac bialych turystow, ktorych nienawidza. Spotykasz sympatycznych ludzi, ktorzy.

Safarii
Wybralismy lokalna firme Kesseybrothers.com. - firma prowadzona przez dwojke braci z kilkuletnim dosiwadczeniem. Dolaczylismy do dwoch Szwedek, studentek medycyny, ktore przyjechaly tu w ramach praktyk na 4 tygodnie z czego dwa tygodnie mialy wolnego i dwa tygodnie beda pracowaly w szpitalach. Takie wymiany sa bardzo popularne i w trakcie dalszej drogi spotkalismy kolejnych studentow medycyny z roznych stron swiata.

Park Tarangiri

Pierwszy dzien safarii rozpoczelismy od wizyty w Parku Tarangiri. Po kilkudziesieciu minutach jazdy po wyszuszonych drogach sawanny natrafilismy na pierwsza grupke zwierzat. Bylo samo poludnie, slonce wypalalo ziemie i nasze skory wiec znalezienie zweirzat nie bylo takie proste, ponad to nie jest to zoo gdzie wystarczy trafic do wlasciwego sektora i tam znalezc interesujace nas gatunki. W trakcie kolejnych kilkudziesieciu minut spotkalismy strusie w tym jeden z glowa w piachu,  afrykanskie dziki, dwie piekne zyrafy , rodzine sloni i rozne gatunki ptactwa.

Nie sadzilam , ze zobaczenie na zywo dzikich zwierzat w ich naturalnym srodowisku sprawia uczucie tak duzego szczescia i spelnienia. Jakbym dopiero co odkryla, ze ludzie to nie jedyny gatunek, ktoremu nalezy sie zemia, a zwierzeta zyja w sposob naturalny poza obszarem zoo. Poniewaz doznania sa nieznane dotychczas dlatego odczuwalam podekscytowanie dziecka, ktore wlasnie odkrylo nowy kawalek wszechswiata.

Najwiecej zwierzat spotkalismy juz w drodze powrotnej do Kempu. Pojawialy sie i znikaly po osbu stronach szosy . Raz zyrafy, za chwile zebry, w oddali widac bylo slonie. Zwierzeta spotkane przy szosie cieszyly najbardziej. :)

Kemping byl prawdziwa oaza zieleni z niezliczona iloscia ptakow spiewakow. Kazdy intonowal w innym rytmie, co prz nalozeniu sie kilkunastu roznych dawalo wrazenie goszczenia na ptasim koncercie.
Po zatymwarunki byly bardzo podstawowe, pokoje z lozkami i moskitiera a lazienka tylko albo z zimna woda albo z goraca (nic pomiedzy). Mozna bylo takze wybrac w namiocie. Dla takich ktorzy chceli wydac pow/ 300 $ za dzien od osoby czekaly warunki o wiele bardzi luksusowe :)


W kempie spotkalismy takze grupke Polakow. Nie czesto mozna tu ich spotkac, choc z rozmow z lokalnymi "artystami" dowiedzielismy , ze maja oni kilku polskich przyjaciol. Kilkoro "artystow" potrafilo wymienic trzy Polskie miasta : Warszawa, Gdansk, Krakow, znali takze kilka slow po polsku jak np." Dobra Price". ;), Dzikuje, JAKSIMASZ ? JAKTWOIIMIE, MAMSIEDOBRZY.
Pierwszy dzien w kempie to byl wieczor wigilijny wiec naszlo Nas,! kolega Arek mial przy sobie oplatek, ktorym podzielilismy sie i zaspiewalismy koledy:) .. Pozniej rozsiedlismy sie przy stolach z piwemi kolacja, przy ktorej Szwedzi, Australijczycy i Polacy rozmawiali o tym jakie potrawy sa serwowane u nich na stolach, kiedy rozdaja prezenty i dlaczego wszyscy wolimy spedzac ten czas w egzotycznych miejscach niz przy obfitych stolach swiatecznych ;)

Bylo fajnie, wszysscy byli w wieku 25-36, wszsycy z roznych kontynentow a takie podobne postrzeganie swiata. Roznice zacieraja sie miedzy ludzmi, zyjacymi tysiace kilomentrow od siebie, swiat jest skurczona pilka , a wszystkich mozna spotkac na facebooku .

Drugiego dnia odwiedzilismy NGORONGORO .
i slynny krater (swoja droga zupelnie inaczej wyobrazalam sobie krater).
W ngorongoro widzielismy te wszystkie zwierzeta, ktore mielismy obiecane, Koty, Hieny, Nosorozce, Buffalo, Hipopotamy, itd...

Kolacja i kolejnego dnia zdecydowalismy sie na zwiedzanie lokalnych wiosek.
Zrezygnowalismy z odwiedzania wioski Masajskiej z kilku powodow ( a ja przy okazji przeszlam cwiczenie opanowywania ciekawosci). Po pierwsze to straszliwie komercyjne przedsiewziecie, Po drugie oni zyja wg. strasznie drastycznych regul - szczegolnie surowych dla kobiet. Nadal obrzezaja kobietom lechtaczki a zone mozna kupic sobie jak kartofle na targu (bez wzgledu na to ile ma facet lat i ile tych zon juz ma ) za kilka koz od 5 - ....

Odwiedzilismy lokalne plemie Czaga, ktore zyje wg. w cale nie lepszych zasad, ale to byla ciekawa przechadzka. Najbiedniejsi mieszkancy, czyli zazwyczai imigranci, nie posiadajacy wlasnego poletka (ktore rdzennym mieszancom za rzadow Nyerenyere rozdawane byly za darmo, chlop dostawal tyle ziemi jak daleko rzucil kamieniem) mieli chatki ulepione z gliny lub krowich odchodow z dachem pokrytym liscmi bananowca. Trzeba przyznac , ze to niezwykle ekologiczny system zycia !. Bogatsi maja domy z czerwonej, wypalanej cegly, ktora bardzo eksponuja, nie kladac na nia tynku.

PIWO BANANOWE !

Doswiadczylismy lokalnego zwyczaju i skosztowalismy swiezo upedzonego piwa bananowego. Wygladalo to koszmarnie nieestetycznie w duzym, plastikowym kubku kazdy z nas musial saczyc lyk za lykiem, przekazujac pozniej trunek kolejnej osobie w kolejce. Piwo smakowalo pomiedzu zakwasem chlebowym a kiepsko wyrobionym zakwasem na zurek. Mniami :)

No i safari dobieglo konca, zmeczone dzieci spaly w Land Roverze w drodze powrotnej do domu - czyli do Moshi, czytajac w miedzyczasie Murakamiego. Cudnie kolysalo idealny czas i warunki na snucie zlotych nici mysli .

Droga na ZANZIBAR

Teraz to juz prawdziwy odpoczynek na wyspie, slonce, platancje przypraw i turkus. Czyli idyylla i raj.. moze ktos powie ze kicz ale za to jaki przyjemny :)

Dzis udalo sie nam bardzo dzielnie zarezerwowac bilet na autobus do stolicy Tanzanii Dar er Salam a z tamtad tylko jeszcze prom i juz na wyspie. Autobus jedzie 9 h bardzo waskimi drogami, niestety Tanzania nie a dzialajacej kolei :( , Nie mozna wsiasc w pociag i zupelnie odprezyc sie wygodnie, wsluchujac sie w rytmiczne tum tum, tum tum, tum tum ....

Owoce
Nie moge nie wspomniec o owocach : Grudzien i Styczen to czas Mango i Awakado, bosze one tu rosna przy drogach, spadaja na ziemie. Piec sztuk awocado mozna kupic za 1000 TSH ( 1400 TSH = 1 dolar).
Przy okazji poznalismy kilka gatunkow bananow, o ktorych nie mielismy pojecia ; ZIELONE - do gotowania z zupie (swoja droga bardzo dobre, lepsze niz ziemniaki) i CZERWONE  - slodkie, soczyste, lepsze niz zolte. Bylismy tez na plantacji bananow - kazde drzewo rosnie 7-12 miesiecy i rodzi tylko raz jedna galaz bananow, na ktorej ilosc jest od 70 - 100 i koniec pozniej juz nie nadaje sie do niczego. Rozmnazaja sie jednak bardzo, bardzo intensywnie podobnie jak antylopy gnu i krolki ;)

troche naszych zdjec !



czwartek, 23 grudnia 2010

Karbiu Moshi, karibu Tanzania !

Dotarlismy do Moshi zgodnie z planem w zeszly poniedzialek, przylatujac wprost na miedzynarodowe lotnisko Kilimandzaro.  Na lotnisku zaskoczyly nas wyjatkowo wyluzowane zasady obslugi pasazerow tzn wpuscili nas do kraju praktycznie bez zadnej kontroli. Wydanie wizy odbylo sie zaocznie !

Do Moshi przyjechalismy tylko w jednym celu - znalezc dobra i uczciwa oferte trekingu na Kilimandzaro.
Nastepnego dnia po przyjezdzie od rana zabralismy za szukanie biura. Moshi to male miasteczko ale pomimo to szukanie biur organizujacych dobry treking to jak wyobrazacie sobie pewne wyzwanie.
Miasteczko bardzo podobne do malego miasteczka Hinduskiego, sposob zycia ludzi, koncentracja small-biznesu na ulicy, chaotyczny ruch samochodowy, gwar i pot lejacy sie strumieniami. Momentami jest tak goraco, ze  mysli zlepiaja sie ze soba , tworzac jedna lepka mase. Taki klimat ma jednak cos niezwykle wciagajacego jak narkotyk. Po kazdym wyjezdzie nie wazne jak intensywny byl, po pewnym czasie pragnie sie kolejnego wyjazdu.


Wracam do szukania agencji trekingowej - to podobnie jak w Indiach jest wielu providerow i helpersow, ktorzy sa artystami i przy okazji zaprowadza Cie do wlasciwego biura turystycznego, ktore oferuje najlepsze trekinigi w miescie, baa w kraju (Moshi to rzeczywsicie glowny punkt wypadowy na KILI ). W ten sposob pierwszy dzien przeszlismy cale miasto i przy okazji poznajac je calkiem dobrze.Po pierwszym dniu mielismy odczucie, ze jesetsmy dalej od wyboru agencji i wyjscia na trekking niz blizej dokononania tranzakcji. Helpersi przeciagneli nas przez 10 biur, ceny roznily sie o dobre 2 -3 tys zl, choc nasze zaufanie takze malalo z kazdym kolejnym odwiedzonym. Pierwszego dnia totalnie wykonczeni upalem i wszystkim ,ktorzy chieli nam cos sprzedac, w koncu w miescie pojawilo sie swieze miesko z odciskami na stopach udalismy sie na zasluzona kolacje i spac. POLE, POLE ! (powoli, powoli) na kolacje czekalismy dobre 1,5 h, a zamowilsmy spaghetti :)



TROCHE O MOSHI !



male maisteczko u podnozy Kilimandzaro i jedno z najbogatszych w Tanaznii, poniewaz zyje z turystyki.
Ceny hoteli i jedzenia sa bardzo przystepne natomiast ceny Trekingow i Safari, Cultural Tours sa zawrotne.
Glowny skladnik cen stanowia oplaty stale, ktore pobieraja Parki oraz wynajecie Jeepow i benzyna, a odleglosci do przemierzenia sa bardzo duuuze. W zwiazku z tym , ze miasto zyje glownie z turystyki to kazdy marzy najpierw o pracy w jednym z takich biur a pozniej o zalozeniu wlasnego. Kazdy !.
Niestety takze i to miasto nie jest wolne od typowych problemow jak korupcja i uwielbienie do zarabiania na czarno bez placenia podatkow. ! Ludzie jednak sa przyjemni, otwarci, ruchliwi. muzykalni u POLE,pole, !. Na poczatku to niesamowicie drazni !. jest bardziej POLE niz w Indiach, ale po kilku dniach kurcze zaczyna sie w ten klimat wtapiac i powoli zaczelo opadac z nas europejskie napiecie a lokalni artysci przestali nas juz prowadzic za razcke do swoich sklepow.
Dobra rada, znajac nawet kilka slow Swuahili mozna zyskac sobie spokojna pogawedke bez usilnego sprzedawania lokalnych dziel.

( o wlasnie ja

TREKKING

W koncu wybralismy trekking udalo sie juz kolejnego dnia, kiedy opadly z nas emocje nagle wiedzielismy gdzie pojsc i ktora agencje wybracn  (AHSANTE TOUR i  polecamy - dobre jedzenie i fajni, zawsze un). Wybralismy agencje, ktora najbardziej dba o porterow i oficjalnie wspolpracuje z agencja, ktora ich wspiera. Porterzy to niestety tragarze, ktorzy wnosza rzeczy az do ostatniego obozu na 4600 m. Cena byla rowniez przystepna a dostalismy az grupe 10 osob (w tym 6 porterow) fajnie dopoki nie przychodzi do placenia napiwkow, ktore sa w zasadzie standardem ;).

Wybralismy 7 dniowy trekking Machame Route - lacznie droga ma prawie 70 km, i mozna ja zrobic w 6 a nawet 5 dni. Pierwsze 2 dni do wysokosci 3500 jest naprawde przyjemnie, basniowy, prastary las z paprociami i dziesiatkiem egzotycznych drzew ( nawet nie pytalismy Nelsona  nazwe wszystkich ).
Podczas drogi rozmawialismy z Nelsonem (naszym przewodnikiem) o wszystkim ; poczawszy od nadal funkcjonujacego podzialu na plemienia, przez polityke europejska i aktulna sytuacje ekonomiczna Tanzanii.
Nelson bardzo lubi Europejczykow a szczegolnie Niemcow i Anglikow, imponuje mu dziedzictwo europejskie. Tradycja plemienna jest w jego oczach nic nie warta !

Powyzej 4 tys metrow zaczely sie pierwsze problemy !. Wojtka dopadla choroba wysokosciowa i zaczelo sie juz porzadne zimno. !  Dlatego wtedy postanowilismy dodac jeden dzien (siodmy)  na aklimatyzacje.

ZIMNO !

Powyzej 4 tys, w nocy byly minusowe temperatury - spanie w namiotach bylo momentami nie do wytrzymania ! ratowaly nas butelki z goraca woda - super sprawa !

SIMBA !
Przez wszystkie dni czulam sie wysmienicie, jaka choroba wysokosciowa !, Nelson nazywal mnie SIMBA (co oznacza Lew) hmmm.

 WEJSCIE NA SZCZYT !

Na szczyt wychodzilismy o 23.00 z ostatniego obozu na wysokosci 4600 , do pokonania mielismy 1230 m.
Do snu w naszych namiotach ulozylismy sie o 18.00 ale trudno bylo nam zasnac.
Szlismy bardzo powoli, powyzej ok 5300 zaczelo mnie strasznie mdlic, z kazdymi kolejnymi metrami w gore uczucie nasilalo sie !. Do pierwszego punktu Stella POINT doszlam ledwo, zatrzymujac sie co 25 m z odruchem wymiotow. Na sam szczyt 100 m wyzej juz prawie nie pamietam ! Blask wschodzacego slonca, odbijajacego promienie od monumentalnego lodowca potegowaly uczucia szczescia i meki osiagania wytyczonych celow. Ostatnie 100 m, szlam 30 min. a zoladek wchodzil do serca, ktore sciskal z kolei niepowtarzalny widok. !

Wczoraj zeszlismy na ziemie ! jakie to niesamowite uczucie po siedmiu dniach bez wody i pradu !

Jutro juz na Safarii .. (szukanie agencji obslugujacej safarii to inna opowiesc) trzymajcie kciuki bo tym razem wybralismy mniej znanego i bardziej budzetowego operatora  !

WESOYCH SWIAT ! (HERI YA KRISMASI)

(zdjecia pokazemy za kilka dni )

sobota, 11 grudnia 2010

Przygotowania do wyjazdu - Wojtek depresja z powodu braku miejsca w plecaku !

W poniedziałek o 3 a.m. ruszamy autobusem do Laim, później S-bahnem na Lotnisko, Amsterdam i o 21.50 lotnisko Kilimandżaro a później do Moshi w Tanzanii. 


Jedziemy do Afryki chodź obecna sytuacja w mieszkaniu przypomina raczej  klimat ze stolicy Wietmanu mamy niezły Sajgon !